Tuesday 17 January 2017

Podsumowanie kulinarne (i trochę winiarskie) roku 2016.


Odwiedzone miejsca:
Korea Południowa
Filipiny
Panama
Kolumbia - Bogota
Puerto Rico
Argentyna
Brazylia - Rio de Janeiro
Urugwaj
Dania - Kopenhaga
Szwecja - Malmo
Włochy - Sycylia
USA - NYC
Rumunia - Bukareszt
Portugalia
Hiszpania - Madryt, Ribera de Duero, Galicja, Kraj Basków, Comunidad Valenciana



1. Najciekawsze zjawisko kulinarne:

Agnieszka:

Hiszpania: barowy rajd pintxos San Sebastian. Setki barów zapełniających się zawsze o tych samych godzinach rozkrzyczanym tłumem. Wybór pintxos (baskijskich tapas) przyprawia o zawrót głowy - klasyczne i nowoczesne, jedzone od zawsze i wymysły kuchni molekularnej. Dla każdego jest coś miłego jeśli tylko umie nawigować z kieliszkiem Txakoli w jednej ręce i talerzykiem w drugiej przez kłębiące się baskijskie szaleństwo. Świetny jest bar (La Mejillonera) gdzie podają tylko i wyłącznie dania z mejillones (muli).

Paellowe miasteczka na mokradłach pod Walencją.  Wszystkie restauracje serwują tu ryżowe dania, oczywiście z paella na czele.

Korea: wielodaniowy posiłek hanjeongsik. To jest jakaś niewyobrażalna dla Europejczyka wykwintna uczta z dziesiątkami małych i dużych danek. Na prowincji w dodatku nie rujnująca kieszeni (nas zaznajomił z tą ideą przemiły kolega po fachu, w którego tradycyjnym domu nocowaliśmy w koreańskim interiorze). 




Maciek:

NYC: Niesamowita mieszanka kuchni świata na Manhattanie.





 
Boska kanapka pastrami w 2nd Ave Deli, podobno (ex equo z Katz) najlepsze żydowskie delikatesy na Manhattanie.


 
Jeden z dziesiątków barów pintxos na starówce w San Sebastian, Kraj Basków.


Przydrożna restauracja w Yaro-myeon, Hapcheon, Gyeongsangnam-do.

Paella valenciana.



2. Największe odkrycie winiarskie:

Agnieszka:

Szczep winogron i wina Tannat w Urugwaju. 
Wciąż po tylu latach zaskakują mnie bardzo pozytywnie tempranillo z Ribera del Duero.

Maciek:

Wina z "górnej półki" w Mendozie, Argentyna.

Niektóre wina z autochtonicznych rumuńskich szczepów, a szczególnie Fetească Neagră.  





 
Urugwajski tannar w bodega Garzón, Urugwaj.


 
Degustacja w winnicy w Mendozie, Argentyna.


3. Największe rozczarowanie winiarskie:

Agnieszka i Maciek:  słaba jakość Malbeków ze średniej półki sprzedawanych w Argentynie. Bardzo wysoka półka jest świetna, dostępne w Argentynie (bo firmy robią różne wina na rynek lokalny i zagraniczny) wina średniej klasy są złe. Może to kwestia jakiejś różnicy gustów między Południową Ameryką a Europą ....


4.  Najciekawsza restauracja:

Agnieszka:


Urugwaj - położona na końcu świata wśród winnic i gajów oliwnych restauracja Bodega Garzón (kosztowaliśmy tam Menú de Fuegos), super elegancka i z niewiarygodnie sympatyczną i profesjonalną obsługą. Szefem kuchni jest uczeń Francisa Mallmana, najsłynniejszego kucharza Ameryki Południowej.  

Argentyna - "Los Talentos" - prosty bar w Buenos Aires w dzielnicy San Telmo, gdzie podają najlepsze empanady i fugazettę (skrzyżowanie pizzy z focaccią, nadziewane serem z piórkami karmelizowanej cebuli na wierzchu). 

Sycylia - w Trapani jest regionalna restauracja La Trattoria Cantina Siciliana, z najlepszym makaronem z dodatkiem pesto trapanese

Portoryko - "La Bodega Del  Viejo"  to kubańsko-portorykańska restauracja w San Juan. Świetne tradycyjne dania kubańskie i chyba najlepsze mofongo (jeszcze o nim tu będzie) jakie jedliśmy.



Maciek: 
Korea:
Seul: restauracja
Myeongdong Kyoja z pierożkami w dzielnicy Myeongdong. 

Busan: Restauracja z owocami morza na ulicy Cheongsapo-ro, gdzie podobno jadają gwiazdy k-pop kto wiem może jakąś spotkaliśmy, tylko boję się, że mogliśmy nie rozpoznać). Zaczęło się od grillowanych .... larw. Brak angielskiego menu, liczba podawanych nam na stół i kompletnie nieznanych owoców morza wprawiła nas w zakłopotanie. W końcu kelnerka pomogła nam upiec to wszystko we właściwej kolejności na stołowym grillu (większość restauracji w Korei ma wbudowany w stół gazowy grill na którym biesiadnicy sami sobie przygotowują gorące dania).

Kopenhaga:
restauracja Fiskebar ze świetnymi ostrygami i fajnym menu degustacyjnym.

Nowy Jork:
Keens Steakhouse na Manhattanie - mięso w eleganckim wydaniu.

 
Restauracja z pierożkami Myeongdong Kyoja, Seoul. Pierożki parowane, zupa z pierożkami i kimchi. Maciek twierdzi, że mógłby tu jadać codziennie do końca świata.


 
Degustacja oliwy w restauracji Bodega Garzón.


 
Najlepsze empanady w Buenos Aires, w barze "Los Talentos", dzielnica San Telmo.

Szampan i ostrygi w restauracji Friskebar, Kopenhaga.


"La Bodega Del  Viejo"  - kubańsko-portorykańska restauracja w San Juan.

Keens Steakhouse w Nowym Jorku.


Trattoria Cantina Siciliana.


Busan. Jedna z restauracji przy starym porcie rybackim.


4. Największe restauracyjne odkrycie iberyjskie:



Agnieszka:

Hiszpania: 
Wspomniane już bary z pintxos w San Sebastian. Szczególnie polecam Gandarias, gdzie podają zapiekane jeżowce. 

Sidreria (czyli lokal w którym pija się tradycyjny cydr, często sikający prosto z beczek) Urbiarte, w zapadłym miasteczku na końcu świata, również w Kraju Basków, gdzie podają najlepsze mięso świata. Główny sekret polega na odpowiednim dojrzewaniu wołowiny - i tu największa niespodzianka -  ze starych krów. To mięso jest w sposób niewiarygodny pełne smaku, a tłuszczyk jest aż złotawy w kolorze. Drugi sekret to opalany drewnem grill, na którym mistrz kuchni przygotowuje steki. Jeszcze tylko płatki kwiatu soli i absolutnie jesteśmy w mięsnym raju.


Portugalia: 
O dziwo tegoroczne odkrycie znajduje się w turystycznym  Algarve. Okazuje się, że nawet w tym najbardziej kosmopolitycznym regionie portugalskim (gdzie czasem łatwiej zjeść fish and chips niż bacalhau) można coś ciekawego kulinarnie wyszperać. Tym razem jest to położone na wzgórzach miasto Silves, z jego restauracją Casa Velha ze znakomitymi mariscos (owocami morza). 

Azory - Maćka ulubiona restauracja Saca Rolhas, gdzie jedliśmy super steki i langustę. Ich lista win powala na kolana, a dla mojego męża, który jest stałym klientem, wynajdują co ciekawsze winne okazy.

Maciek:

Hiszpania:
Restauracja Urbitarte w małej wiosce w Asturii, z wyrabianym na miejscu cydrem (jako pierwszy wpisuję ją na listę TripAdvisora i co niesamowite, wpis Maćka pozostaje tam jako jedyny!).

Portugalia: 
To może nie odkrycie, ale zawsze lubię wracać  na leitão (pieczonego mlecznego prosiaka) do miasteczka Mealhada, w którym to chyba wszystkie restauracje podają tą specjalność. Do tego jeszcze pyszny pieprzowy sosik i koniecznie espumante (wino musujące z tego samego regionu).



  
Pinxos z jeżowca, bar Gandarias, Kraj Basków.


Restauracja Casa Velha, Silves, Portugalia.



Sidrería Urbitarte, wioska Ataun, Kraj Basków.


Wioska Relva, wyspa São Miguel, Azory. Restauracja Saca Rolhas.


5. Najlepsze street food:

Agnieszka:

Korea: 
genialne hotteok – słodkie placuszki z brązowym cukrem. Mogłabym je jeść codziennie.

Sycylia:  
arancini (smażone ryżowe kule z nadzieniem), w prostym barze Arancina Planet w barokowym miasteczku Noto, który polecili nam motocykliści z Syrakuz.

Bogota:  
obleas - okrągłe cieniutkie wafelki przekładane arequipe (czyli kolumbijską wersją dulce de leche lub kajmaku) i innymi pysznościami (jak ser, dżem, owoce)
 
Portoryko:  
frituras, czyli smażone przekąski, sprzedawane głównie przy drogach na całej wyspie (najlepsze jak wieść niesie są w los kioskos w miejscowości Luquillo). Nasze ulubione to alcapurrias (w kształcie cepelinów, z ciastem z zielonych bananów, bulwy yautía lub cassavy i nadziewane picadillo - mieloną wołowiną z dodatkami) i empanadillas (smażone pierożki z przeróżnymi nadzieniami, od mięsnego, przez owoce morza, ryby i warzywa).

Maciek:

Bukareszt:  
gogosi z serem na rynku Obor. Coś w stylu nadziewanych twarożkiem racuchów. Pycha!



NYC: 
bajgle z Ess-a-bagel

donaty z Dough

pizza z Joe's Pizza (jedząc ją wieczorem z pudełek o średnicy metra w wynajętym mieszkaniu w Greenwich Village czuliśmy się niemal jak bohaterowie serialu Friends.





 
Street food w Seoulu.


 
Sprzedawczyni na rynku Obor, przedmieścia Bukaresztu.



Obleas w centrum Bogoty.


Bar Arancina Planet w miasteczku Noto na Sycylii.

 
Bajgle z Ess-a-bagel i wielka pizza ze słynnej Joe´s Pizza, Manhattan.

Donaty z Dough, Manhattan.

6. Najbardziej niesamowity lokalny rynek:

Agnieszka:

Korea: Ex equo rynek z rybami i owocami morza w Busan w Korei i rynek Gwangjang Market w Seulu. 


Sycylia: bardzo klimatyczny był rynek w Palermo. Z imponująco wyeksponowanymi miecznikami, solonymi kaparami.


Portoryko: Cudowne doświadczenie lokalne i autentyczne to Mercado de Río Piedras na przedmieściach San Juan, Portoryko. 


Kolumbia: nieprawdopodobna feeria owoców na rynku w Bogocie.

Filipiny: rynek na wyspie Bantayan, gdzie sprzedają najlepsze mango na świecie.


No to chyba wymieniłam wszystkie odwiedzone rynki... A może nie?

Zupełnie za to nie podobał mi się hipsterski Chelsea Market w Nowym Jorku.

Maciek:

Panama: Mercado de Mariscos, stara część Panama City. Ołtarzyk i dewocjonalia przy każdym stoisku z rybami. Podobno najlepsze ceviche w mieście.



 
Mercado de Mariscos, stara część Panama City.


 
Rynek z rybami i owocami morza w Busanie. Korea.


 
Uliczny rynek w Palermo. Solone kapary z pobliskiej wyspy Pantelleria.


Najciekawszy widziany rynek w tym roku: Gwnagjang, Seoul. 


Rynek na wyspie Bantayan - Filipiny, gdzie sprzedają najlepsze mango na świecie.


Bardzo kolorowy rynek Paloquemao w Bogocie.

7. Odkrycia kulinarne - potrawy:

Agnieszka:

Panama: 
avena (bajecznie dobry napój z płatków owsianych z cynamonem i wanilią). Po wielu próbach mam już chyba idealny przepis, którym wkrótce się podzielę na blogu. 

grillowana langusta z roztopionym masłem - jedzona chyba z godzinę po wyłowieniu.

patacones (w Portoryko zwą się tostones) - dwukrotnie smażone placuszki z plantanów.

Bogota: 
limonada de coco - sok z limonki, mleko kokosowe i lód. Cudo!!! Dopracowuję swoją wersję.

carne llanera - czyli pieczone na palenisku w kształcie wigwamu mięso 

zupa Ajiaco - sztandarowe danie stolicy Kolumbii; przepyszna lokalna zupa z kurczakiem, ziółkiem guasca i kilkoma gatunkami ziemniaków,

arepas de queso - w Kolumbii jest mnóstwo wariacji tych kukurydzianych placuszków; mi najbardziej przypadły do gustu te z aż wylewającym sserowym nadzieniem.

Sycylia:
pasta con le sarde - makaron z sardynkami, fenkułem i bułką tartą

arancini - ryżowe smażone kule z przeróżnymi nadzieniami.

pesto trapanese - z pomidorami, migdałami, czosnkiem, bazylią i oliwą; idealne na lato do makaronu, robiłam je w zeszłym roku pasjami.

Argentyna: 
empanadas con carne jugosa (pieczone pierożki z wołowiną, gotowanym jajkiem, oliwkami)

chimichurri  - najlepszy sos świata do grillowanych mięs; pracuję nad idealną recepturą

fugazetta - coś jak pizza i focaccia do spółki, nadziewana serem i z karmelizowaną cebulką

Korea: 
pierożki mandoo 

bibimbap - ryż z promieniście ułożonymi kolorowymi dodatkami,

bindaetteok - placuszki z fasolką mung, grube i pyszne, posiłek sam w sobie.

Portoryko: 
mofongo de lagosta - narodowa potrawa na wyspie, masa z zielonych plantanów i czosnku; do tego różne nadzienia, najlepsze IMHO z wielkimi kawałami langusty w pysznym sosie

Filipiny: 
polvorones - rozsypujace się w ustach ciasteczko-cukierki, daleki kuzyn hiszpańskich polvorones,

bicol express - duszona potrawa z wieprzowiny, z dużą ilością papryczek chili i mlekiem kokosowym,

halo-halo  - egzotyczny deser lodowy

Walencja: 
arroz negro - ryż z sepią, przygotowywany jak paella, kwintesencja smaku morza.

Maciek:

Kolumbia: Carne a llanera (w restauracji rozpala się wręcz ognisko, na którym pieką się połcie mięsa) w dzielnicy La Candelaria, Bogota. 

Argentyna:
Asado a la estaca - w zasadzie to samo co powyżej, tyle, że jeszcze bardziej spektakularne. W Patagonii pieką tak całe "ukrzyżowane" jagnięta.

Sos chimichurri - mógłbym jeść łyżkami.

Portoryko:
Lechon (pieczony prosiak) w restauracji Los Pinos w miasteczku Guavate, Portoryko. Cała miejscowość pełna jest lechoneras (restauracji, które sprzedają te prosiaki z dziesiątkami dodatków).

Piña Colada - koktajl, który narodził się w Portoryko w swojej ojczyźnie smakuje najlepiej.

Coconut Mojito - pyszny wynalazek z kawałkami świeżego kokosa i kokosowym rumem Bacardi (która to rodzinna firma po dojściu na Kubie Fidela Castro do władzy przeniosła swoją siedzibę właśnie do Portoryko). 


Ostatnie to nie potrawa tylko kulinarny produkt. W lasach deszczowych Portoryko po raz pierwszy raz w życiu zobaczyłem jak rośnie w naturalnym habitacie wanilia.

 
 
Restauracja w dzielnicy La Candelaia z carne a llanera, Kolumbia.


Pasta con le sarde w sycylijskiej restauracji Tivitti w miasteczku Cefalú.



Świeży dopiero co wyłowiony z Zatoki Meksykańskiej homar na jachcie w Panamie.


Lechon (pieczony prosiak) w restauracji Los Pinos w miasteczku Guavate, Portoryko.


Interior wyspy Portoryko, hodowla wanilii.

Obieranie plantanów, z których wyrabia się potem m.in. dwukrotnie smażone placuszki tostones.





Zupa Ajiaco w centrum Bogoty.


  
Deser halo-halo i bicol express z Filipin.

Bibimbap - ryż z promieniście ułożonymi kolorowymi dodatkami, Korea.


Limonada de coco - sok z limonki, mleko kokosowe i lód. Bar w hotelu Hotel de la Ópera, Bogota.


Kolumbijskie arepas de queso - kukurydziane placuszki z serem.


Filipińskie polvorones - rozsypujace się w ustach ciasteczko-cukierki, daleki kuzyn hiszpańskich polvorones.




8. Kulinarne rozczarowania:

Agnieszka: 

Kawa w Kolumbii i w Brazylii – totalny dramat, pierwsza kwaśna, druga to jakaś popłuczynowa lura.


Jakoś też nigdy się nie przekonałam do sycylijskich canoli i ciasta cassata. Tę ostatnią wiozłam z poświęceniem w suchym lodzie z samego Palermo, a potem jakoś na nikim w domu nie zrobiła wrażenia.


Hot dogi w Gray's Papaya, najsłynniejszym barze w Nowym Jorku. Tu jestem mało obiektywna, bo z zasady nie lubię hot dogów, ale już wolałam te z Rejkiawiku.

Maciek:

Rozczarowań (oprócz wymienionych przez Agnieszkę powyżej) raczej nie było. Nieco rozczarowała mnie rumuńska kuchnia - raczej mdła (nie przypadła mi do gustu mamałyga) i bez wyrazu, a szczególnie przechowywany w brzozowej korze ser Branza de Burduf.


 
Kolacja w restauracji Hanuli´lui Manuc, Rumunia.



 
Ser w  brzozowej korze Branza de Burduf.




Słynne hot dogi w nowojorskim barze Gray's Papaya.



No comments:

Post a Comment